Immanuel Kant postawił słynne cztery pytania: Co mogę wiedzieć? Co mam czynić? W czym mam pokładać nadzieję? Kim jest człowiek?
Trzecie pytanie Kanta zmieniło od połowy XX wieku swój dawny wymiar. Człowiek utracił fundament transcendencji i kotwiczy swój byt w percepcji nauk empirycznych. Kim jest człowiek zatem?
Człowiek staje się w coraz większym stopniu obrazem człowieka, który z nim samym ma niewiele wspólnego. Staje się krok po kroku interpretacją, pewnym znakiem, bez głębi, czy transcendentalnego punktu odniesienia.
Człowiek pozbawia się także własnych pragnień, ślepo krocząc za potrzebami nauki, czy rynku pracy, ale także wypiera wewnętrzne pragnienia, dopasowując swoje zachowanie do wymogów cywilizacji, czy też zastępuje je innymi, bardziej „trendy”, wmawiając sobie, że są rzeczywiście trendy. Trendy natomiast w erze konsumeryzmu są często zakładnikami kapitału, a ten z kolei musi przynosić oczekiwany zysk posiadaczom, bądź dysponentom.
Obecnie moda jest jednym z głównych kół zamachowych „postępu”, czyli takiego rodzaju zmiany, który pomniejsza i oczernia wszystko to, co pozostawia za sobą i zastępuje czymś nowym .
Gdy KULTURA, dzięki przemyślanym zabiegom rynku konsumpcyjnego, poddała się logice mody, aby być sobą i za taką osobę być uznanym, należy udokumentować swą moc bycia kimś innym.
Sławomir Mrożek ujął obecną sytuację w następujący sposób: „Kiedyś też nie byliśmy szczęśliwi, odpowiedzialnością za to obarczaliśmy ówczesne kierownictwo, Pana Boga. Uznaliśmy, że źle prowadził interes. Wydziedziczyliśmy go i sami ogłosiliśmy się dyrektorami. Ale interes nie poprawił się wraz ze zmianą zarządców, nie poprawił się ponieważ kiedy marzenia i nadzieje na lepsze życie skoncentrowane są całkowicie na własnym ego i zredukowane do majstrowania przy ciałach, czy też duszach, nie ma żadnych ograniczeń dla naszych ambicji i pokus, by nasze ego rozrastało się, więc przede wszystkim należałoby odrzucić wszelkie ograniczenia”.
Mrożek dostrzega ścisłe pokrewieństwo między światem, w jakim przebywamy, a straganem z dziwacznymi ubiorami, przy którym tłum poszukiwaczy nieustannie pragnie się przebierać, wręcz polując na coraz to nowe produkty.
Konsumeryzm w formule łowiectwa w płynnej nowoczesności – jak obecny czasy nazywa prof. Z. Bauman – pochłania masę uwagi i energii, pozostawiając niewiele czasu na cokolwiek innego, w tym przede wszystkim na innego człowieka. Odwraca uwagę od nieskończoności zadania i odkłada ad acta moment refleksji i spojrzenia w twarz niemożności jego spełnienia.
Główna teza Norberta Eliasa w dziele „O procesie cywilizacji” głosi, że między strukturą społeczeństwa, w którym żyją ludzie, a reprezentowanym przez nich typem kulturowym, mentalnym oraz behawioralnym zachodzi pewna odpowiedniość. Jego zdaniem przemiany zachowań społecznych i behawioralnych Zachodu szły w kierunku umacniania cywilizacji, którą definiuje poprzez kontrolę afektów oraz powściąganie zachowań nimi powodowanych.
Proces cywilizacji zachodzi u Eliasa na trzech poziomach:
- Każdy człowiek indywidualnie przechodzi proces cywilizacji. W toku socjalizacji uczymy się panować nad emocjami, jesteśmy poddawani wpływowi społecznemu i kształtuje się w nas przymus wewnętrzny.
- Na poziomie poszczególnych społeczeństw postępuje rozwój społecznych standardów i kodeksów zachowania, myślenia i odczuwania. Standardy te są ustalane interaktywnie i przekazywane są w procesie socjalizacji.
- Proces cywilizacji całej ludzkości.
Uwypuklana u Eliasa represja przemocy poprzez swoisty egzogeniczny kodeks zachowań tłumi wewnętrzne energie, czy opisywane u S. Freuda popędy, kotwicząc człowieka w szponach cywilizacji.
Jeśli ta sama kultura, wydała zakaz zabijania znienawidzonego bliźniego, który stoi komuś na drodze, którego dobro stanowi przedmiot czyjejś zawiści, to najwyraźniej stało się to w interesie współżycia ludzkiego, w przeciwnym bowiem razie byłoby to niemożliwe do urzeczywistnienia, albowiem morderca ściągnąłby na siebie zemstę krewnych zabitego i tępą zawiść innych, którzy również odczuli taką samą skłonność wewnętrzną do gwałtownego czynu.
Papież Jan XXIII w encyklice „Pacem in terris” pisze tak: „Społeczność ludzka nie może być dobrze zorganizowana, jeśli jest pozbawiona ludzi sprawujących władzę, którzy stoją na straży praw i w miarę potrzeby nie szczędzą swej pracy i starań dla dobra wszystkich”.
Wątek ten rozwija Ś. P. Kardynał Stefan Wyszyński podkreślając w Kazaniach Świętokrzyskich, że
Stwórca ustala ład w świece poprzez społeczne uosobienie osoby ludzkiej, które skłania ludzi do współdziałania, do kierowania i do podporządkowania się kierownictwu. Władza sprawowana, nie jest najwyższą mocą i najwyższą siłą, albowiem władza także podlega władzy. Sprawowanie władzy wymaga odwoływania się do sumienia ludzkiego, ponieważ prawdziwe dobro wspólne polega przede wszystkim na poszanowaniu praw i obowiązków ludzkiej osoby.
Wychodząc z aksjomatu wolnej woli człowiek nie da się pominąć odpowiedzialności jednostki w relacji do innych. Na pytanie więc kim jest człowiek nie sposób odpowiedzieć jedynie z perspektywy człowieka jako jednostki, lecz kluczowe jest umiejscowienie jednostki w systemie społecznym.
Z istoty władzy wynika, że właśnie na osobach ją sprawujących w głównej mierze ciąży odpowiedzialność, aby identyfikować i ujawnianiać szerszemu społeczeństwu miejsca największych prób nieuczciwego manipulowania ludzkimi pragnieniami, tak aby budować krok po kroku refleksyjność społeczną, pozwalającą na dokonywanie niezmąconych wyborów – wyborów wynikających z własnych potrzeb i pragnień, a nie wymuszanych modą, czy też trendami.
Niebagatelne znaczenie ma także powrót do źródeł uczciwości w relacjach społecznych, wynikającej z głębokiej idei sensu człowieczeństwa, opartego na dobru wspólnym, miłości, czy służeniu innym ludziom. Bez właściwego ukształtowania relacji w społeczeństwie nie osiągnie się wymaganego dla równowagi poziomu zaufania między ludźmi.
Autor:
Krzysztof Dresler; absolwent bankowości na SGH i filozofii na Collegium Civitas. Partner BAAK (www.baak.com.pl)